niech ktoś w końcu zaprosi go na FMF lub Sacrum Profanum! Usłyszeć na żywo muzykę ze "Żródła"
- chyba umarłabym ze szczęścia.
Też chętnie usłyszałabym muzykę z tego filmu na żywo...
To byłoby coś niesamowicie pięknego!
Szkoda, że do Krakowa mam daleko.. Zazwyczaj to tam występują artyści takiego formatu.
Tez bym dla "Niego" przejechal cala Polske a moze i swiat,zdarza mi sie ze za ulubionym artysta latam po swiecie,no dobra po Europie.
A Jego muzyka ze "Zrodla" to dla mnie mistrzostwo swiata,najlepszy soundtrack ever,takie 14 w 10-siecio stopniowej skali FilmWebu!!!
Z tego co zauważyłam Clint koncertuje z reguły tylko w USA. Nie przestaje jednak wierzyć, że kiedyś ściągną go na jakiś koncert, jak na FMF był Zimmer to i Mansell być powinien! Ostatecznie mogłabym się zadowolić Kronos Quartet ale w specjalnym koncercie z utworami Mansella, bo oni dość często odwiedzają PL.
Haha,udalo sie bede na koncercie Clinta 26 marca w Newcastle,cholera ale sie ciesze,czasami jednak mozna cos zyskac dzieki tej emigracji do UK.
Wlasnie jestem po wczorajszym koncercie i musze to powiedziec-jeszcze zbieram sie z ziemi po tym co dostalem wczoraj.Dla mnie bez watpienia w moim 40-paro letnim zyciu najwieksze kulturalne wydarzenie w jakim mialem okazje kiedykolwiek uczestniczyc.
Na wystep skladalo sie po kilka utworow z kilku jego filmow do ktorych skomponowal muzyke i byly to w kolejnosci:"Noa","Pi","Moon","High-Rise"(najnowsze dzielo,bardzo polecam film),"Requiem for a dream","Black Swan" i na koniec "Fountain".
Na scenie towarzyszylo mu 8 muzykow ktozy wspierali go m.in. na skrzypcach wiolaczeli,gitarach,bebnach,fortepianie a sam maestro obslugiwal komputery i czasami przygrywal na gitarze.
Niesamowite byly wirtualizacje na tylnym ekranie ,oczywiscie odpowiednio dobrane do klimatu i od razu kojarzyly sie z ktorego filmu jest to muzyka.
Rownie ciekawie wypadaly przerywniki w ktorych Clint opowiadal o pracy nad poszczegulnymi filmami i zwiazanymi z tym anegdotami oraz pomyslami i inspiracjami jakie do nich czerpal.Bardzo mi przypadla przypowiesc jak niemal o wlos zostal by kompozytorem muzyki do jednego z rezyserskich poczynan Madonny ale przez chamburgera i frytki (doslownie) nic z tego nie wyszlo,nie chce streszczac calej anegdoty ale bylo zabawnie.
No i jeszcze koncowka,tak na bis padlo na"Death is the Road to Awe" ze "Zrodla",nie bede ukrywal bylem w raju,kazda czastka mnie drgala gdzies w srodku ,serce chcialo wyskoczyc z piersi a oczy mialem pelne lez,nie mozna tego z niczym porownac...
Ps. jeszcze tak na koniec chcialem nadmienic ze siedzialem w pierwszym rzedzie ,tak moze 3-4 metry od "MAESTRO"!!!Polecam kazdemu taki zastrzyk kultury przez wielkie "K"!!!